🕺 Strach Przed Smiercia Jest Gorszy Niz Ona Sama
Kochani, czy to normalne, każdy tak ma czy ze mną jest cos nie tak?Mam w sobie paniczny strach przed śmiercią Strach przed śmiercią męża. Szukaj. Diety.
Gość. Opublikowano 8 Listopada 2017. Od śmierci Mamy minęły 2 miesiące a ból jest coraz większy. Brak mi jej rozmów nie zawsze osobistych, lecz również tych przez telefon. Zawsze po takiej rozmowie czułem się naładowany, taki spokojny i wewnętrznie radosny a teraz to wszystko trysło, znikło, rozpłynęło się.
Tak więc głupie myślenie, wir pracy, nawyki i nie ponoszenie ryzyka sprawiają, że sami stanęli na własnej drodze do szczęścia i spełnienia. Opanował ich strach przed wyrwaniem się z błędnego koła (ładnie nazywane 'strefą komfortu’), zaczęli odgrywać narzucone role przed sobą i przed innymi. Stali się ofiarami.
Osoba nie jest pewna, jak wygląda tak, jak powinna, jak wygląda większość ludzi. Uważa, że jego wygląd jest gorszy, są w nim wady. I nawet jeśli jest to mały pieprzyk na policzku, osoba cierpiąca na to zaburzenie sama postrzega to jako gigantyczną plamkę, na którą wszyscy wokół z pewnością zwrócą uwagę.
Im starsi ludzie, tym bardziej obawiają się śmierci. Wydają się czuć jej oddech, który zbliża się z roku na rok coraz bliżej. Dojrzali ludzie są bardzo podejrzliwi. Prześladują ich obawy przed chorobą, wypadkiem itp. Ale strach przed samą śmiercią jest tak silny, że człowiek po prostu nie myśli o tym.
Wszystko to jest całkowicie normalne. Tarot o śmierci. Gorzej, jeśli strach, który odczuwamy, zamienia się w panikę, fobię. Wówczas, bezwarunkowo, należy poszukać profesjonalnej pomocy i postarać się zwalczyć w sobie strach przed tym, co nieuchronne. Możemy wówczas zwrócić się o pomoc do zaufanego psychologa.
4. Porażka to krok na drodze do sukcesu. 1. Zmień podejście. W sytuacjach, które są dla nas szansą, ale wiążą się też z ryzykiem, zwykle skupiamy się właśnie na ryzyku, a nie na szansie. Bez względu na to, czy chodzi o ważny egzamin czy publiczny występ, najczęściej wizualizujemy sobie wszelkie najgorsze scenariusze.
Fobofobia to swoisty paradoks – strach przed strachem. Wystarczy sama myśl, że istnieje ryzyko doświadczenia paraliżującego lęku, która nakręca błędne koło. Leczenie opiera się na psychoterapii, która czasami uzupełniania jest farmakoterapią. Przeważnie stosowana jest terapia kognitywno-behawioralna nastawiona na zmianę
4 4 społecznymi - oferując im nieśmiertelność. Nieśmiertelność w sensie dosłownym zapewnia człowiekowi religia wraz ze swymi dogmatami życia po śmierci, czy reinkarnacją.
Nozofobia to chorobliwy lęk przed zachorowaniem (z greki nosos to choroba, a phóbos – strach). Istnieje kilka odmian zaburzenia. To: bakteriofobia, to jest strach przed chorobami wywoływanymi przez drobnoustroje (np. bakterie, wirusy, grzyby), kancerofobia, czyli strach przed chorobą nowotworową.
To nie był dobry rok dla nikogo, ale w przypadku Amy Seimetz można powiedzieć, że było trochę gorzej.Po traumatycznym związku z Shane’em Carruthem, aktorka, scenarzystka i reżyserka miała premierę „She Dies Tomorrow” w Stanach Zjednoczonych po silnych kontrowersjach ze swoim byłym partnerem w sieciach.
3. Strach i lęk - podobieństwa i różnice. Lęk ma te same cztery składniki, co strach, z jedną różnicą – poznawczym komponentem strachu jest spodziewanie się jasno określonego, konkretnego zagrożenia, gdy tymczasem poznawczym składnikiem lęku jest oczekiwanie zagrożenia o znacznie bardziej mglistym charakterze.
rRCP. zapytał(a) o 21:47 Czy strach przed śmiercią ma sens? Przecież i tak czeka ona każdego z nas... Czy jest się czego bać?Tak się zastanawiam, bo chcę popełnić samobójstwo, ale , heh:/ Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 22:17 Moim zdaniem wraz ze śmiercią nasze życie się kończy. Nie ma sensu bać się śmierci, bo kiedy żyjemy śmierci nie ma. Kiedy jest śmierć nie ma nas."Tak się zastanawiam, bo chcę popełnić samobójstwo, ale , heh:/"Człowiek w takich wypadkach kieruje się instynktem przeżycia, dlatego tak trudno się zabić. Oczywiście, że ma sens. Bez niego padalibyśmy jak muchy w ogóle nie dbając o to, by troszczyć się o własne bezpieczeństwo. Możliwe, że kiedyś żyli ludzie, którzy nie posiadali strachu przed śmiercią. Gdzie są teraz? Nie mówiąc, tylko strach przed śmiercią motywuje nas do jak najwydajniejszego życia, do rozwoju. Ktoś może mówić, że i tak umrzemy. Racja, ale to nie odbiera wartości życiu, wręcz przeciwnie. Gdybyśmy byli nieśmiertelni życie nie było by żadną wartością. Jaką wartość mają np. paznokcie? Żadną, każdy je ma. Śmierć nadaje sens życiu, sama będąc wartością negatywną stawia życie na przeciwstawnym, pozytywnym biegunie. Strach przed śmiercią jest tyle naturalny co bezsensowny. Wszak dotyka to każdego, a po śmierci możemy liczyć na zbawienie i życie samobójstwo to zło, i rzecz bezsensowna jeszcze bardziej, szczególnie, że to tylko kaprys głupiej nastolatki nieumiejącej docenić tego co ma! blocked odpowiedział(a) o 20:00 kilka razy i ja o tym myślałem, ale doszedłem do wniosku, że życie jest zbyt cenne, bo co zabije się i koniec. Głupio tak. Kilka rzeczy jednak daje radość i dla nich warto żyć:) A kto wie czy w przyszłości nie czeka mnie coś jeszcze lepszego.. Ważne żeby mieć cel w życiu Nie życie to najlepsze co mogłaś dostać fℓунιgн odpowiedział(a) o 21:57 Moim zdaniem nie, gdyż strach przed śmiercią to według mnie to samo co strach przed całym życiem ponieważ pod koniec i tak cie to czeka. A więc tak naprawde całe życie będziesz żyć w strachu. Jesajdu odpowiedział(a) o 22:08 Nie ma. Gdyby był i każdy człowiek myślałby tylko o tym, że umrą nikt by nic nie osiągnął. Bo po co? I tak kiedyś zginą. blocked odpowiedział(a) o 22:16 nie! śmierć czeka każdego z nas i niema się co bać! Nie, tak czy siak do każdego strach przed sposobem w jaki się umrze to co z tym samobójstwem to nie jest mają na pewno większe problemy od Ciebie i jakoś żyją. Może i nie ma, bo tak jak napisałaś ,, każdego z nas to czeka ", no ale strach jest nieunikniony. Zawsze człowiek boi się tego, czego nie zna. A śmierci nie znamy. Nie wiemy jak to jest, co tam jest itd. A Tobie radze Psychologa. blocked odpowiedział(a) o 18:55 Moim zdaniem nie ma sensu. Chociaż z drugiej strony człowiek boi się tego, co jest mu nieznane. Jednak całe swoje życie mamy na to, by się do śmierci chyba nie ale i tak nie wiadomo co nas w życiu czeka zawsze warto zaczekać może będziesz miliarderką może nie ,, sprawić by liczył się każdy dzień '' moni3ka odpowiedział(a) o 21:52 Dlaczego chcesz sie zabić.?To nie ma sensu...[CENZURA] zycie nie ma senu... chcesz popełnić samobójstwo i informujesz wszystkich o tym na forum w internecie? aha, brawo... i tak zdechniemy, prędzej czy później. blocked odpowiedział(a) o 21:06 Jak się zabijesz to będzi ejedną idiotkę mniej... Uważasz, że ktoś się myli? lub
Prof. Zbigniew Mikołejko o tym, jak współczesna kultura zagłusza, a zarazem eksploatuje lęk przed śmiercią. Joanna Podgórska: – Często mówi pan o sobie – żartem, mam nadzieję – jako o starcu stojącym już nad popielnikiem. Ładnie to tak w czasach kultu młodości?Prof. Zbigniew Mikołejko: – Mówię tak dlatego, że chciałbym być młody, ale lata niestety zrobiły swoje, wyżłobiły mnie od środka, wyżłobiły mnie na zewnątrz, rozsypując coraz bardziej w pył. Jak wszyscy, boję się tego ostatecznego rozsypania. Ale też mam świadomość, że stojąc nad otchłanią, jestem do czegoś zobowiązany, inaczej moje życie byłoby bez sensu. Do czego?Do pracy, do prób myślenia, pisania, tworzenia, uczenia. Musimy bowiem – ja także – zadzierzgnąć sens, żeby nie popaść w absolutną niewolę śmierci. Ona przecież i tak nastąpi. Ale ważne jest to, co dzieje się między naszym wrzuceniem w świat, bez naszego zachcenia przecież, i wykopaniem ze świata, też bez naszej woli. Stoi więc przed nami zadanie nadania sensu, budowania pewnej rzeczywistości, symbolicznej i zarazem realnej, wspólnej z innymi, bo samotnie się tego nie da zrobić. Współczesna kultura nie chce o śmierci wiedzieć, tak, i nie. To paradoksalne zjawisko. Z jednej strony rzeczywiście lęk przed śmiercią jest tak wyolbrzymiony, że aż do przesady skrywany w praktyce społecznej, do przesady „wymywany” ze świadomości. To się objawia choćby w nieposyłaniu dzieci do tych, którzy umierają w hospicjach czy gdzieś w szpitalach. Nie zabiera się ich także na pogrzeby. Polityczna poprawność uznała nadto, że świadomość śmierci może zranić psychikę dziecka. Dokonuje się więc w jej imię na przykład cenzurowania baśni. Tak jak kiedyś „na użytek delfina”, czyli następcy tronu, cenzurowano literaturę z poważnych albo niebezpiecznych treści, tak dziś „czyści się” treści przeznaczone dla najmłodszych z obrazów zagrożenia i śmierci, by łagodzić lęki. Ale one i tak później przyjdą, a chronione przed nimi dzieci będą wobec nich bardziej bezradne. Dawniej baśń, opowieść, była ważnym narzędziem inicjacji – wtajemniczenia w najtrudniejsze problemy losu. I wiało z niej niekiedy grozą, ale też przygotowywała jakoś do wejścia w bolesne kręgi życia: chorobę, odrzucenie, śmierć, nieszczęście, cierpienie, walkę o przetrwanie, samotność, biedę. I nie zawsze te historie, w ich pierwotnym kształcie, kończyły się dobrze. A czasem zostały bez rozstrzygnięcia, jakby w zawieszeniu, zostawiając resztę samemu już losowi. A na czym polega druga część tego paradoksu?Na czymś, co można nazwać pornografią śmierci. Te same bowiem kultury, które tak lękowo podchodzą do umierania, jako czegoś nieestetycznego, niehigienicznego i szkodliwego dla psychiki, promują śmierć na ekranie, chłodnym okiem kamery patrzą na umierających i trupy. Te same kultury produkują gry, w których leje się krew i ma się kilkanaście żywotów. Popkultura, która przynależy do tego świata, bardzo żywi się śmiercią. Fascynują ją zombies, wampiry. Dawna kultura wiedziała z niezbitą pewnością, że takie stwory istnieją, lękała się ich jednak i budowała przeciwko nim rytualne bariery: modlitwy, wianuszki z czosnku, osinowe kołki wbijane w ciała wampirów czy obcinanie im głów. To była autentyczna walka z tym, co przychodzi z krainy śmierci, ze świata umarłych czy też nie do końca umarłych. Z głębi chaosu, zła i ciemności. Nasza kultura otwiera się natomiast na te sfery bardzo szeroko i czyni z nich rodzaj igraszki, rozrywki. A to nie obłaskawia śmierci. I to, że staje się ona przedmiotem taniej gry czy zabawy, traktowanie jej z jakby lekceważeniem i przelotnie, nie wymywa lęków. W pewnym momencie zresztą podobne infantylne fascynacje miną i przyjdzie stanąć twarzą w twarz z cierpieniem, z umieraniem cudzym i własnym. A nie mamy żadnych wzorców mamy tego, co miały dawne kultury. Istniały na przykład egipskie księgi umarłych, które były indywidualnie sporządzane dla ludzi elity. Ale były też i standardowe dla uboższych. Wszystkie jednak służyły temu, by oswajać i tworzyć techniki przygotowania, wkraczania w mrok ostateczny, przełamywania granicy między życiem a nie-życiem. Człowiek dostawał w ten sposób pewne uzbrojenie duchowe. Podobnie było z tybetańską „Księgą umarłych”, gdzie podana jest duchowa, głęboka nauka o stanach bardo – różnych pośrednich, także wkraczania w śmierć. No i także ze średniowieczną „sztuką dobrego umierania”, chociaż ona – owszem – miała na względzie zaświaty, ale była skierowana ciągle jeszcze na życie doczesne. Cała ta średniowieczna pedagogika strachu, związana ze śmiercią, mówiła bowiem, że należy żyć godziwie, pobożnie, unikać grzechu i bać się kary za grzech. Miała też ona w sobie bardzo mocne demokratyczne przesłanie, bo choćby w „tańcach śmierci”, w jej powszechnym triumfie nad żywymi, nikt się nie ostawał; od papieża po żebraka, od damy dworskiej po żołnierza, od mędrca po błazna – wszystkich czekał ten sam los. Od czasów oświecenia i romantyzmu coraz popularniejsza stała się natomiast tradycja spisywania ostatnich słów umierających i odlewanie masek pośmiertnych. Ta nowa faza kultury śmierci nasiliła się zwłaszcza w XIX w. i trwała do I połowy XX w. Ale i ona wygasła. Oznaczała inny już etap w dziejach zachodniego podejścia do śmierci: ten oddalony od wiary religijnej, od nieśmiertelności duszy. Próbowano zatem, choćby tylko fragmentarycznie, „unieśmiertelnić” jakoś ciało, zatrzymać je w jakiejś mierze tutaj – w sensie materialnym, fizycznym. Tak objawiała się „śmierć Boga” w kulturze nowoczesnej. No i odrzucenie idei zmartwychwstania, wskrzeszenia, wieczności. Christian Friedrich Hebbel, wybitny dziewiętnastowieczny pisarz niemiecki, notuje w swoich „Dziennikach” chociażby taki pomysł na historię o człowieku, któremu umarła ukochana: lata całe pracuje nad eliksirem życia, a kiedy go już wynajduje – jest noc i burza – wychodzi na zewnątrz i wylewa tę miksturę. A jedna z bohaterek „Draculi” Brama Stokera mówi, że gotowa jest wyrzec się zmartwychwstania, byle tylko ocalić świat przed wampirem. Od tych krwiopijców i innych bytów pośrednich, zawieszonych jakby między życiem a śmiercią – półtrupów, pięknych topielic, zombies – zaczyna się zresztą roić w ówczesnej kulturze wysokiej. I wybiera ona, nie przypadkiem, nie zmartwychwstanie w znaczeniu duchowym, lecz – i w literaturze, i w doświadczeniach naukowych z elektrycznością – eksperymentalną drogę doktora Frankensteina, „współczesnego Prometeusza” z zasłużenie sławnej powieści Mary Shelley. Warto o tym pamiętać, bo ciągle pozostajemy pod ciśnieniem tych romantycznych pomysłów. I odrzuciliśmy dawniejsze wzorce stosunku do śmierci. Czy to znaczy, że kiedyś łatwiej się umierało?Ludzie się oczywiście bali, bali strasznie – jak dziś. Ale przy całym lęku i cierpieniu związanym z porzucaniem świata mieli większą lub mniejszą pewność: tę związaną z wiarą w życie po śmierci. Nasza zdesakralizowana kultura to utraciła. Co jednak zabawne, próbuje używać quasi-naukowych metod, by się utwierdzić, że jednak „coś jest”. Miały temu służyć choćby głośne rewelacje dr. Raymonda Moody’ego i jego książka „Życie po życiu” z 1977 r., opisująca relacje osób, które przeżyły śmierć kliniczną i „stamtąd” powróciły. Tyle że śmierć kliniczna to metafora pewnej drastycznej fazy życia, a nie stan śmierci. Ze śmierci się nie wraca. Dlaczego dzisiaj wiara nie pomaga? Przecież nadal większość ludzi deklaruje się jako wiara ma różne funkcje, które nie zawsze wiążą się z tym, co można nazwać rzeczywistością metafizyczną, nauką o zaświatach. Z badań wynika, że istnieje duże rozszczepienie między wyznawaniem katolicyzmu czy prawosławia a wiarą w piekło, niebo czy życie po śmierci. Czy dla ateisty pocieszeniem mogą być słowa Epikura, że nie należy bać się śmierci, bo gdy my jesteśmy, jej jeszcze nie ma, a gdy ona jest, nie ma już nas?Jako niewierzący zdaję sobie sprawę, że to tylko zabawa słowna. Podobnie jak wszystkie pozostałe recepty Epikura na życie szczęśliwe, może poza tą, by się za bardzo nie angażować w politykę, zająć uprawianiem ogrodu i rozmową w nim z przyjaciółmi o rzeczach naprawdę ważnych i godziwych – z dala od zamętu właściwego dla życia publicznego. Zabawna jest, nawiasem mówiąc, zwłaszcza jego recepta, dotycząca choroby: że jak jest długa, to łagodna, a jak bolesna, to krótka. A wracając do leku na lęk przed śmiercią… To ładnie brzmi: gdy jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy jest śmierć, to nie ma nas – ale mnie jakoś nie pociesza. A panią? być, po prostu. Myśl o tym, że świat, jak gdyby nigdy nic, będzie istniał po nas, jest trudna do nie do zniesienia. Nie mam wprawdzie w sobie jeszcze starczego zgorzknienia i widzę atrakcyjność tego świata, niezależnie od fikołków, które wyprawia obecna kultura czy polityka. I ciągle wierzę w jakiś ład, ale też lękam się o przyszłość. Przerażają mnie szalejące populizmy czy fakt, że wyzyskaliśmy już Matkę Ziemię do cna. Utkwiły mi w pamięci słowa Mieczysława Rakowskiego, z którym rozmawiałam w jego 80. urodziny, gdy czuł, że ostatni etap się zbliża: Wie pani, czego mi najbardziej żal? Że nie dowiem się, co było tego akurat nie żałuję. Wolałbym, żeby nie było jakiegoś dalej, tylko żeby było jak teraz. Mimo wszystko. Żeby ludzie chodzili po ulicach, kłócili się, pili kawę, robili zakupy, uprawiali sztukę, seks i – niech już będzie! – politykę. Żeby panowała pewna niezmienność. A wiem, że tak nie będzie, bo materialne podstawy naszego świata, takie choćby jak surowce, zaczynają się wyczerpywać w sposób gwałtowny. Może dalej będzie ciekawie, ale nie na darmo chińskie przekleństwo życzy nielubianemu człowiekowi, żeby żył w ciekawych czasach. Fajnie by było patrzeć na to z pozycji obserwatora, ale niestety będziemy w tym uczestniczyć. Zastanawiam się, czy myśl, że świat będzie istniał po nas, nie jest współcześnie jeszcze trudniejsza do zniesienia. Żyjemy w narcystycznej kulturze. Ludzie pompują sobie ego w mediach społecznościowych, dzielą się każdą chwilą i obrazkiem ze swojego życia, zbierają ten narcyzm jest specyficzny, bo on ogałaca z indywidualności. Popycha do tego, żebyśmy żyli życiem klonów. Robili te same selfies w tych samych miejscach, spędzali czas w ten sam sposób, kupowali te same przedmioty, które są obiektem masowego pożądania (ono samo zresztą jest dla nas produkowane w wielkich korporacyjnych machinach). To oznacza standaryzację życia, zderzenie wewnętrznej potrzeby bycia różnym z potrzebą bycia identycznym. A to w gruncie rzeczy oznacza rozpad wspólnoty. I tak oto przewrotnie, poprzez upodobnienie do wszystkich, dostępujemy samotności. Większy niż kiedyś jest w nas chyba też lęk przed kontaktem z umierającym. Jakby śmiercią można było się umierający jest tak radykalnie inny i tak radykalnie nam obcy, że przeraża stokroć bardziej. Kiedyś ludzie chorowali i umierali w domach. Nasz higieniczny świat trzyma to w ukryciu, za ścianami i parawanami. W kulturze zachodniej w ogóle zwiększyła się odległość między ludźmi. Pomijając młodych, którzy jak zawsze mają skłonność do życia w grupach Laokoona, dystans – ten ukryty wymiar, o którym pisał Edward T. Hall – jest bardzo duży i stale się powiększa. Niby jesteśmy stłoczeni, w skali świata jest nas coraz więcej, ale świat zachodni mocno separuje nasze ciała. Zobaczmy, co się dzieje z naszą cielesnością w przestrzeni: budujemy środki szybkiej komunikacji, mijamy się w szybkich samochodach, zamykamy się w mieszkaniach i osiedlach. Już w XVIII w. wynaleźliśmy zamki zamykające wnętrza na klucz od wewnątrz. To był bardzo symboliczny moment. Nasze ciała są bardzo mocno chronione przez konstruowanie dystansu, który nas od siebie odgradza. A stosunek do ciała modeluje wszystkie inne typy relacji międzyludzkich, także nasz stosunek do śmierci. Na to nakłada się kulturowy wymóg, by ciało było wiecznie młode i doskonałe. Skoro ciało stare jest brzydkie, to tym bardziej odrażające jest ciało w stanie agonii. Wstrząsnęła mną afera, która wybuchła parę lat temu w Poznaniu. Panie, które ja uparcie nazywam „wózkowymi”, zaprotestowały, ponieważ ich córki miały na basenie wspólną przebieralnię ze starszymi paniami i oglądały brzydkie, stare ciała. Matki te nie chciały dopuścić do świadomości, że człowiek starzeje się, brzydnie i zbliża się ku śmierci. Nie chciały, żeby ich dzieci się o tym dowiedziały. Kontakt z człowiekiem umierającym jest trudny, bo budzi lęk przed śmiercią. Ale czy nie wynika też z tego, że nie wiemy, jak się zachować, bo nikt nas tego nie nauczył?Na to nie ma recepty. Bo co powiedzieć? Stary, przykro mi, że umierasz? Nie bardzo wiadomo, jak zachować się, gdy drugi człowiek jest cierpiący, a bywa, że przy tym agresywny, zły czy odpychający. Czasem stykam się z osobami, które dowiadują się o chorobie, która je niebawem wyniszczy – i zaczynają nienawidzić świata i ludzi. Poza tym umieranie wiąże się z tym, że człowiek wymaga pomocy w rzeczach związanych z przykrymi, dojmującymi objawami naszej cielesności, która zaczyna nas przerażać. Ja sam wiem, że nie mógłbym i nie potrafił pracować w hospicjum. Byłoby to dla mnie nie do zniesienia. Istnieje odpowiedź na pytanie, czy lepiej umierać wśród ludzi czy w samotności?Zawsze umieramy w samotności. Obecność bliskich niczego nie zmienia?Zastanawiam się nad tym, czego ja bym chciał. Bo chyba tylko tak można odpowiedzieć. Właściwie nie jestem pewien. Myślę, że do pewnego momentu chciałbym być z bliskimi. A na jakimś etapie, żeby zajęli się mną „technicy od umierania”: lekarze, personel medyczny, ludzie obcy. Myślę, że można by to podzielić na dwie fazy. W tej pierwszej chciałbym, żeby mi towarzyszono, ale ta ostateczna powinna być fazą samotną, choćby dlatego, by nie skazywać bliskich na jeszcze większe cierpienie. Poza tym w tym ostatnim momencie chciałbym zostać sam ze sobą. Na zawsze. rozmawiała Joanna Podgórska *** Rozmówca jest filozofem i historykiem religii, kierownikiem Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Autor prac naukowych i książek, „W świecie wszechmogącym. O przemocy, śmierci i Bogu” (2009), „Żywoty świętych poprawione ponownie” (2017).
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2012-05-30 15:13:37 Klaudyna81 Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zawód: plastyk Zarejestrowany: 2012-05-30 Posty: 36 Wiek: 31 Temat: obsesyjny lęk przed śmiercią Wiem, że przede mną już ktoś tu o tym pisał. Przeczytałam, ale ja mam inny problem. Moje lęki związane ze śmiercią zaczęły się w wieku kilkunastu lat i nie były związane z żadnym wydarzeniem, nikt bliski mi nie umarł. Od tamtej pory miewam stany lękowe, napady panicznego strachu przed śmiercią i jej niuchronnością. Towarzyszą mi codziennie. Obecnie mam 30 lat. Często przed zaśnięciem nagle uświadamiam sobie, że kiedyś umrę i nie ma przed tym ucieczki. Zaczyna mi walić serce, czasem na chwilę tracę oddech. Próbowałam sobie jakoś pomóc. Byłam u psychologa, księdza, bioenergoterapeuty. Psycholog powiedział, że lęk przed śmiercią to lęk przed życiem. Ksiądz, że powinnam się więcej modlić i nie myśleć o głupotach. Bioenergoterapeuta stwierdził, ze pewnie w poprzednim życiu popełniłam samobójstwo. Żaden z tych "specjalistów" mi nie pomógł, a naprwdę ciężko z tym żyć. Czasem mam napady lęku kilka razy dziennie. Już nie wiem, co robić. Hmm........... 2 Odpowiedź przez Kaja74 2012-05-30 18:56:13 Kaja74 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-15 Posty: 1,054 Wiek: 36 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąNa Twoim miejscu poszłabym do psychiatry, bo jeśli ataki lęku miewasz kilka razy dziennie, to możesz wykończyć się jestem lekarzem, ale chorowałam na nerwicę dziś mi został lęk przed zaśnięciem, ale jako osoba, która cały czas musi wszystko (siebie) kontrolować, to jest to (chyba ?) zrozumiałe U mnie ataki lęku minęły same, bo nauczyłam się kilku technik radzenia sobie z nimi...Wiesz, że ataki paniki, mimo okropnych objawów somatycznych, najczęściej nie zagrażają naszemu życiu.. 3 Odpowiedź przez manda26 2012-05-31 17:27:59 manda26 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-05-16 Posty: 129 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąTylko psychiatra moze ci to co powiedzial ksiadz,to nic zawsze radza wszystko modlitwa bylby wtedy piekny...Czlowiek sie przyjdzie poradzić a on takie glupoty gada,eh...tak mnie to jakos sie na wizyte u psychiatry i nie samo nie przejdzie. 4 Odpowiedź przez missnowegojorku 2012-05-31 18:00:43 missnowegojorku Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-05-19 Posty: 5,674 Wiek: 49 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąA z porady psychologa korzystałaś jednorazowo czy chodzisz na terapię? 5 Odpowiedź przez Catwoman 2012-06-02 09:16:34 Catwoman 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-07 Posty: 17,475 Wiek: XXX Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąja miałam kiedyś identycznie....a totalny spokój odzyskałam w....Bogu:) Kiedy go poznałam, zaprosiłam do swojego życia, otrzymałam wielką nadzieję na coś zupełnie innego niż tutaj to przyziemne zycie:) I od tego momentu czy zyje czy umrę -jest mi wszystko jedno, lubie i jeden plan i drugi bo wiem, że to, że mój organizm przestanie pracować, nie znaczy ,że nie odzyskam mojego zycia: odzyskam i to o NIEBO lepsze niż to tutaj:) 6 Odpowiedź przez spirytysta 2012-06-02 20:12:15 spirytysta Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-06-02 Posty: 5 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Catwoman ma rację. Żeby zdobyć sobie spokój duszy, należy tego spokoju aktywnie poszukiwać, a nie uciekać i chować głowę w piasek. Śmierć jest naturalnym procesem biologicznym, którego nikt z nas nie uniknie, dlatego warto wziąć się w garść i spróbować zrozumieć jaki jest sens naszego życia i dlaczego musimy umierać. Warto wiedzieć, że na różne pytania egzystencjalne ludzie w rozmaity sposób odpowiadali na przestrzeni wieków - dobrym pomysłem jest np. poczytanie sobie czegoś z historii filozofii i doktryn religijnych, a następnie wyrobienie sobie dojrzałego, własnego zdania na te sprawy. Tak w ogóle bardzo polecam książki anthony'ego de mello, np. przebudzenie, śpiew ptaka "Narodzić się, umrzeć, odrodzić ponownie i wciąż się rozwijać - takie jest prawo" - Allan Kardec 7 Odpowiedź przez kms33 2012-06-03 03:46:47 kms33 Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-04-27 Posty: 112 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąA ja jak zasypiam myślę tylko a może już się nie obudzę. A jak się obudzę znowu ta męka co wczoraj. 8 Odpowiedź przez Marta_M 2012-06-03 11:02:56 Marta_M Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-05-07 Posty: 103 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią"Klaudyna81" -> powiedz, czy byłaś u psychologa jednorazowo czy chodzisz regularnie na jakąś terapię? Pozostałymi dwoma wytłumaczeniem, które uzyskałaś (ksiądz i bio.) się nie przejmuj. Pamiętaj, że śmierć jest naturalnym procesem. Myślę, że po prostu zbyt dużo o tym myślisz i sama zapędzasz się po trochu w taki kąt. Myśl o tym przesłania wszystko inne. Oczywiste jest, że człowiek wobec nieznanego zachowuje się jak się zachowuje Jeśli natomiast przeradza się to u Ciebie w strach, który wpływa na codzienne funkcjonowanie, to uważam, że powinnam spróbować jakieś dobrej terapii, jeśli do tej pory nie miałaś z nią do czynienia. 9 Odpowiedź przez Klaudyna81 2012-06-19 11:34:03 Klaudyna81 Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zawód: plastyk Zarejestrowany: 2012-05-30 Posty: 36 Wiek: 31 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią KObitki KOchane! Dzięki za odzew. Najgorsze to bycie samemu z problemem. Odpowiadając na pytania: tak, miałam serię spotkań z psychologiem. NIe powiem, było fajnie, ale nie pomogło. A co do pogłębienia wiary - należałam swego czasu do oazy i dwóch stowarzyszeń religijnych. Wszystko fajna sprawa, ale nie przynosi odpowiedzi na moje pytania. Owszem, przynosi doraźną ulgę, jak tabletka przeciwbólowa, ale nie zwalcza przyczyn. Zatem - poszukuję dalej. Jak coś Wam jeszcze przyjdzie do głowy, piszcie, bo już sama nie wiem, co robić. Hmm........... 10 Odpowiedź przez Wielokropek 2012-06-19 11:40:51 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,044 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Skoro tak bardzo boisz się śmierci, to zacznij tak żyć, byś odchodząc kiedyś z tego świata nie żałowała, że czegoś w swym życiu nie zrobiłaś. Innymi słowy, nie marnuj ani jednego dnia. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 11 Odpowiedź przez Catwoman 2012-06-19 13:32:28 Catwoman 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-07 Posty: 17,475 Wiek: XXX Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąno mnie na myśl przychodzi tylko rozwijanie życia duchowego- nigdzie nie napisałam że do tego potrzebny jest jakikolwiek kościół 12 Odpowiedź przez mada77 2012-06-21 13:41:03 mada77 Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-06-19 Posty: 291 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąRany,co za specjalisc?!Ksiedza i bioenergoterapeute wyslac w kosmos!Nie wiem,czy cie podbuduje,ale wyraze swoja ateistka i nie boje sie smierci,uwazam,ze to cos obawiam sie zycia-bo mialam je specjalisci,ktorzy sa w stanie Ci pomoc to psycholog i psychiatra-ale ich tez musisz przefiltrowac,i nie pozwalac sobie wmawiac obzdur o pomocy od jakiegos boga-ale tacy ,ktorzy sa twardo na uwierzyc w nauke,a nie para-nauke i 13 Odpowiedź przez didina 2012-06-21 19:35:35 didina Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-14 Posty: 207 Wiek: 31 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią mnie też często męczy temat śmierci... czasem leżę w łóżku i próbuję zasnąć.. a wtedy pojawiają się te myśli. O śmierci. O tym jaka jest nieuchronna i nie ma człowieka na tym świecie, na którego ona nie czeka. Jedni spotkają się z nią wcześniej, drudzy później.. ale jednak. Prawda jest taka, że na ziemi pojawiamy się tylko na chwilę.. bo czymże jest nawet i 100 lat w porównaniu do wieczności. Mnie przeraża, że od śmierci nie ma odwrotu. Nie można jej zakończyć, tak jak życia. A najgorsze, że nie wiadomo co jest po drugiej stronie.. Jako osoba wierząca, mam nadzieję, na lepsze życie po drugiej stronie Myślę, że każdy powinien w swoim życiu pamiętać o tym, że jesteśmy tutaj tylko na chwilę. Ludzie w dzisiejszych czasach o tym nie pamiętają, odrzucają myśli o śmierci- w ogóle o wszystkich sprawach niewygodnych.. liczy się tylko przyjemność i pieniądze. A przecież, jak to się mówi- trumna kieszeni nie ma. Nagi się rodzisz i nagi umierasz. Autorko- postaraj się jakoś ujarzmić te myśli. Wobec śmierci wszyscy jesteśmy bezsilni. Nie ważny jest status społeczny, stan konta, czy uroda. Każdy z nas umrze kiedyś i to.. chyba jest sprawiedliwe Babcia mojego meża, przed śmiercią mówiła, że jest już zmęczona życiem - miała 87 lat, przeżyła wojnę na robotach w Niemczech, całe życie ciężko pracowała. Myślę, że w jej przypadku śmierć była zasłużonym odpoczynkiem po trudach życia. Wierzę, że jest w Niebie i odpoczywa Może czaka na swoje wnuki? Kiedyś się co trzeba żyć Głupia stałość jest ulubieńcem ciasnych umysłów*Ralph Waldo Emerson 14 Odpowiedź przez MariaK 2012-06-23 22:31:11 MariaK Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-06-23 Posty: 5 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąJa chciałabym tylko polecić książkę "lęk" Antoniego Kępińskiego gdzie fajnie omówiona jest specyfika tego konkretnego leku. 15 Odpowiedź przez monia...L 2013-01-05 17:33:52 monia...L Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-01-05 Posty: 1 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąwitam ... czytajac wasze posty odrazu kamien spadl mi z serca ze nie tylko ja mam taki problem i ze nie zwariowalam ...nikomu nie mowie o moim leku przed smiercia bo sama jestem czesto przerazona i nie wiem dlaczego mnie to dopadło bo muslalam ze jestem osoba silna psychicznie jak widac jednak nie ... ostatnio zauwarzylam ze staje sie to uciazliwe i przeszkadza mi w zyciu codziennym a co gorsza w pracy kiedy zostaje sama zaczynam myslec ... boje sie obejrzec za siebie a najgorzej jest kiedy dowiem sie o czyjejs smierci samobojczej a mialam taki przypadek kilka dni temu kiedy powiesił sie moj kolega i teraz bedzie mnie meczyc mysl dlaczego tak jest co mnie czeka itp.... czy ratuje mnie przed tym tylko terapia i leki .... moze dodam jeszcze ze w rodzinie tez byly przypadki samobojstw z czego jeden wyszedł po leczeniu niestety druga osoba nie miala tyle szczescia i czy to moze tez ma wplyw na moje leki pozdrawaim 16 Odpowiedź przez Catwoman 2013-01-05 18:17:22 Catwoman 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-07 Posty: 17,475 Wiek: XXX Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Kochani,wszyscy zatroskani umieraniem - pocieszę, ze spotka to każdego z nas Ja również miałam jako nastolatka paniczny wręcz lęk przed śmiercią-pojęcia nie mam skąd to się wzięło, ale zasypiałam dopiero gdy słońce wschodziło. Trwało to chyba z 2-3 miesiące. Dopiero pewnego dnia moja babcia mnie uspokoiła. A co powiedziała? Zaczeła od innej strony; o tym, jak fajnie byłoby już odejść, spotkać się z Jezusem Ona naprawdę ufała, wierzyła i miała wizję Raju, którą mi szczegółowo opisała, oczywiście jej wyobrażenie. I tak się rozmarzyłam, że pomyślałam sobie, że nawet jeśli umrę, to nie jest koniec I ze z Jezusem czekają mnie same dobre rzeczy. Strach minął, moja wiara wzmocniła się jeszcze mocniej, ja żyję ale gdybym...... też będzie OK 17 Odpowiedź przez oddychanie 2013-12-01 10:02:31 oddychanie Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-12-01 Posty: 2 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąa probowalas gleboko spokojnie oddychac przez dluzsza chwile? mi to zawsze pomagalo i pomaga:)pozdrowienia 18 Odpowiedź przez marioosh666 2013-12-01 11:02:45 marioosh666 Zbanowany Nieaktywny Zawód: anti-LGBTQQICAPF2K+ activist Zarejestrowany: 2010-11-15 Posty: 3,556 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Catwoman napisał/a:Kochani,wszyscy zatroskani umieraniem - pocieszę, ze spotka to każdego z nas Nie, nie każdego. Ja nigdy nie umrę. Jak mi się ciało fizyczne znudzi to je opuszczę, a później znajdę sobie nowe Nobody Is Born Gay - GOD 19 Odpowiedź przez Adam12 2013-12-01 15:03:00 Adam12 Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-22 Posty: 1,578 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Psychiatra tu nie pomoże, psycholog też nie. Lęk przed śmiercią nie jest patologicznym zjawiskiem tylko zjawiskiem fizjologicznym!!!!!!!!!!! Tego się nie leczy, bo i po co leczyć zdrowego człowieka. Doświadczenie Catwomen jest w sumie dość częste. Tylko do tego trzeba właśnie modlitwy. Inna sprawa, że w współczesnym świecie oduczono nas "śmierci". 20 Odpowiedź przez Vian 2013-12-01 17:58:32 Vian 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-12-23 Posty: 6,969 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Adam12 napisał/a:Psychiatra tu nie pomoże, psycholog też nie. Lęk przed śmiercią nie jest patologicznym zjawiskiem tylko zjawiskiem fizjologicznym!!!!!!!!!!! Tego się nie leczy, bo i po co leczyć zdrowego zależy jak jest nasilony. O tanatofobii nie słyszałeś..? Oczywiście, że to się leczy. 21 Odpowiedź przez Adam12 2013-12-01 18:10:25 Ostatnio edytowany przez Adam12 (2013-12-01 18:12:21) Adam12 Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-22 Posty: 1,578 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Vivan powiem Ci tak. Od czasów Freuda psychologowie mają tendencję do wymyślania różnych fobii, część z nich istnieje część nie. Przykład tanatofobii jest właśnie takim przykładem. Wiesz - nie wiem, może jesteś psychoterapeutą - z tego co widziałem to co napisze, pewnie nie mieści się w Twoich kategoriach etycznych - ale na prawdę jak można kogoś kasować 150 złotych za godzinę to da się nawet "naukowo" uzasadnić istnienie LatającoSpagetghiiPotworofobię.....czy opisy klinicznej tzw. tanatofobii mnie po prostu nie przekonują, a nie miałem przyjemności spotkać takiej osoby. Poza tym przyjmując istnienie tanatofobii można by ją bardzo prosto "leczyć" - nie znaczy, że gdyby się zetknął z rzeczywistym żywym tanatofobem to nie zmieniłbym Antoni Kępiński Lęk - stał nie w 10 a w 100;D 22 Odpowiedź przez HerShine 2013-12-02 07:25:04 Ostatnio edytowany przez HerShine (2013-12-02 07:27:17) HerShine Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-12-02 Posty: 6 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąWidocznie myśli kierujesz nie tak jak należy? Zawalcz o siebie o swoje myśli , poszukaj spokoju w dobrej szukaj tematów związanych z śmiercią tylko z życiem. 23 Odpowiedź przez Justa89 2015-03-14 17:38:02 Justa89 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-03-14 Posty: 2 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąI co już dobrze?bo ja zaczełam obsesyjnie bać się śmierci. 24 Odpowiedź przez Justa89 2015-03-14 17:41:34 Justa89 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-03-14 Posty: 2 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią HerShine napisał/a:Widocznie myśli kierujesz nie tak jak należy? Zawalcz o siebie o swoje myśli , poszukaj spokoju w dobrej szukaj tematów związanych z śmiercią tylko z jak tu się skupić?jak poszukać tematów związanych z życiem jak paraliżujący lęk nie daje się skupić. 25 Odpowiedź przez WiktoriaPol 2020-06-30 10:30:13 WiktoriaPol Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-06-30 Posty: 1 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąSmutne to bardzo;(. Wiesz co, czytałam świetną książkę o tym, jak walczyć ze strachem przed śmiercią, bo moja bliska osoba miała podobny problem. Ta książka bardzo nam pomogła, ale obecnie ciężko ją zdobyć na rynku. Jeśli się uda — to byłoby super. Nazywa się „Patrząc w słońce”. 26 Odpowiedź przez mama88 2020-07-11 17:03:16 mama88 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-07-11 Posty: 5 Wiek: 32 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią intrygując problem, że tak to ujmę Porady parentingowe - [tu był nieregulaminowy link i został usunięty przez moderatora] Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Kochani muszę się wygadać. Czasem myślę, że wariuję z przerażenia… Od kilkunastu lat czyli od 2001 roku(narodziny pierwszego dziecka) panicznie boję się śmierci… Wiem że to nieuniknione, taka kolej rzeczy itd. Ale ja nie zgadzam się na to! Nie chce stracić tego co mam radości, smutku, płaczu, śmiechu, miłości, dzieci – chcę widzieć jak układają sobie życie, ich dzieci i dzieci ich dzieci. Tego cholernie pokręconego ale realnego świata! Chcę widzieć jak on dalej się zmienia. Nie potrafię się z tym pogodzić. Czasem nie mogę spać, boję się. Płaczę czasem w nocy. Nie wiem jak sobie z tym poradzić a złote myśli typu “będziesz w sercach dzieci” itp nie są dla mnie. Ma ktoś z was podobnie?
Zapis czarnych skrzynek nie odkrył prawdy o katastrofie smoleńskiej, ale odsłonił inną, może ważniejszą, przejmującą prawdę o umieraniu. Wiele osób mogło poczuć silną konfuzję, czytając w zapisie rozmów poprzedzających katastrofę smoleńską słowa wykrzykiwane przez pilotów w chwili śmierci. Zaskoczeni i skrępowani, a może nawet zgorszeni mogli być zwłaszcza ci, którzy naiwnie uwierzyli pojawiającym się wcześniej sugestiom, jakoby z kokpitu dobywało się wzywanie osób świętych. Nie byli zdziwieni zapewne czytelnicy Melchiora Wańkowicza, który w relacjach i refleksjach spod Monte Cassino nie pozostawiał złudzeń co do tego, jaki okrzyk wydają na polu bitwy żołnierze trafieni śmiertelną kulą. Czy można się gorszyć, że człowiek zaskoczony przez śmierć, odsłaniającą mu nagle swoje przerażające oblicze, posyła jej soczyste przekleństwo? Nie ma wówczas czasu na wygłaszanie kunsztownych i wzniosłych fraz w stylu: „Dulce et decorum est pro patria mori” (Jak pięknie i słodko jest umierać za ojczyznę) komponowanych zresztą na ogół przez tych, którzy takiej rzekomej ostatecznej rozkoszy nie zaznali. Pilot płonącego i tracącego sterowność samolotu, który roztrzaskał się w 1987 roku w Lesie Kabackim, mając chwilę na ostatnie pożegnanie z kontrolerami lotu, uczynił to najprostszymi, rzeczowymi słowami: „Dobranoc! Do widzenia! Cześć! Giniemy!”. Słowa wygłaszane czy, częściej, wykrzykiwane w chwili śmierci mają jednak dojmującą wymowę nie tylko wtedy, kiedy oddają przerażenie i bezradność zaskoczonego nią człowieka, lecz także wówczas, gdy wyrażają jego myśli, które miał czas poukładać, towarzyszące umieraniu, na które miał czas się przygotować. Niektórzy własną śmierć wręcz przygotowują sami i obmyślają jako ceremoniał zaaranżowany w każdym szczególe, obejmujący także słowa, jakie wygłoszą do najbliższych lub potomnych przed oddaniem ostatniego tchnienia. Te niekiedy przechodzą do historii, a przynajmniej do legendy. Stara katolicka modlitwa nakazuje prosić Boga o uchronienie od nagłej i niespodziewanej śmierci, bowiem przychodząca z zaskoczenia nie daje czasu nie tylko na modlitwę, lecz także na odprawienie obrzędów, niegdyś zwanych bezceremonialnie ostatnim namaszczeniem, dziś określanych mniej definitywnie jako sakrament namaszczenia chorych. Choć w dawnych czasach ludzie umierali bardziej naturalnie i świadomie, zatem lepiej do ostatnich pożegnań przygotowani, to i wówczas nagła śmierć bywała przeznaczeniem wielu, zwłaszcza na licznych polach bitew. A że brali w nich udział jedynie twardzi mężczyźni, można przypuszczać, że głównym składnikiem bitewnego zgiełku były dosadne przekleństwa. Wierna inscenizacja bitwy pod Grunwaldem, która niebawem uczci 600. jej rocznicę, powinna więc obejmować okrzyki, które kłóciłyby się z obecnością dzieci i kobiet na widowni. Wolno się domyślać, że takie też słowa padają z ust sprawców i uczestników wypadków komunikacyjnych, w samochodach jednak nie instaluje się czarnych skrzynek, a zapisy tych wydobywanych ze szczątków samolotów nie są upubliczniane. W Polsce zrobiono wyjątek i przekonaliśmy się, co krzyczą umierający gwałtowną śmiercią. Wiele mogliby o tym powiedzieć ci, którzy przeżyli wypadki i katastrofy. Wątpliwe jednak, aby chcieli przyznać, jakie były ostatnie słowa kolegów, którzy nie przeżyli, a także ich własne przed utratą przytomności. Można by też sprawdzić nasuwające się przypuszczenie, że kobiety w sytuacjach ostatecznych częściej wykrzykują imiona boskie, tak jak umierająca w wyniku wypadku lady Diana: „My God, what’s happen?” (Mój Boże, co się stało?). Aby zmówić modlitwę lub krzyknąć coś bardziej wzniosłego, trzeba mieć więcej czasu albo być przygotowanym na zbliżającą się śmierć. Słynny okrzyk rzymskich gladiatorów: „Morituri te salutant” był raczej rutynowym pozdrowieniem i oddaniem hołdu imperatorowi niż deklaracją pogodzenia ze śmiercią i przywitania z nią – ta przecież nie była przesądzona nawet wobec pokonanego w pojedynku (cesarz mógł litościwie skierować kciuk w górę). Głośny wyrzut: „Et tu, Brute, contra me?!” skierowany przez umierającego Juliusza Cezara do jednego z dźgających go skrytobójców wyraża raczej zaskoczenie nielojalnością przyjaciela niż samą śmiercią. Kaligula w ostatnich słowach krzyczał do swoich zabójców wyzywająco, a może desperacko: „Wciąż żyję!”. Austriacki następca tronu Franciszek Ferdynand, umierając w Sarajewie po zamachu, który spowodował tak katastrofalne skutki, zapewniał: „To nic”. Śmierć zresztą w środowiskach władców dawniejszych i późniejszych musiała być niejako wkalkulowana w sprawowanie eksponowanej funkcji jako związane z nią ryzyko. Dlatego niektórzy mogli mieć zawczasu przygotowane frazy do wygłoszenia w ostatniej chwili kończącego się życia. Gdy Neron, samobójczo żegnając się ze światem, dzielił się z nim melancholijną refleksją: „Qualis artifex pereo!” (Jakiż artysta ginie!), zawierał w niej nie tylko nieskromną autoocenę, lecz także sugestię, że to ów świat więcej traci na jego odejściu niż on sam. Świata nie przekonał, a czy sam był przekonany – nie dowiemy się już nigdy. Artyści o niekwestionowanej pozycji, których każde dokonanie było za życia z uwagą śledzone, a przekaz wnikliwie analizowany, zapewne czuli presję, że w ostatniej chwili nie mogą powiedzieć nic banalnego. Lecz nawet gdy wygłaszali słowa pozornie proste, nabierały one głębszego znaczenia. Gdy Goethe przed śmiercią zawołał „Mehr Licht!” (Więcej światła!), fraza ta nieuchronnie nabrała metaforycznego sensu. Guy de Maupassant podobno krzyknął rozpaczliwie: „Ciemności, ach, ciemności!”. Beethoven miał zacytować słowa, którymi kończyły się rzymskie komedie: „Plaudite, amici, comoedia finita” (Klaszczcie, komedia skończona). Może najbardziej przejmujące pożegnanie stworzył Mozart, komponując podniosłe, wspaniałe „Requiem” na własny pogrzeb. George Harrison w ostatnich słowach skierował do otaczających go bliskich przesłanie zgodne z całą jego twórczością: „Kochajcie się!” (czyż nie przypomina się beatlesowskie „All We Need is Love”?). Napoleon, który miał na Wyspie św. Heleny mnóstwo czasu, aby przemyśleć mijające życie i nadchodzącą śmierć, gdy ta w końcu nadeszła, wspomniał to, co było mu najdroższe: „Francja, armia, Józefina”. Ale niekiedy wielcy umierający nie ulegają presji patosu chwili i pozwalają sobie na zaskakującą szczerość. Nie mogąc już mówić, ksiądz Tischner na łożu śmierci zdołał jeszcze napisać na kartce o swoim cierpieniu: „Nie uszlachetnia”. Agnieszka Osiecka była bardziej dosadna, opisując swój przedśmiertny stan słowami: „Do dupy”. Kto wie, czy nie jest to bardziej przejmujący i sugestywny wyraz przeżyć umierającego człowieka, więcej mówiący o ludzkim doświadczeniu śmierci niż kunsztowne frazy. Najwięcej o umieraniu powinni wiedzieć filozofowie – Seneka twierdził wręcz, że całe życie filozofa jest rozważaniem śmierci. On sam jednak, mimo że swą własną przemyślał i zaplanował, zadając ją sobie samemu, w ostatniej chwili życia nie miał do powiedzenia nic nadzwyczajnego. Podobnie inny umierający filozof, Sokrates, pouczający w ostatnich słowach rozpaczających uczniów, by nie zapomnieli złożyć stosownej ofiary bogowi Asklepiosowi. Hobbes wyzionął ducha, w którego istnienie nie wierzył, mówiąc o podróży w otchłań ciemności, a więc w pustkę, w nicość. Kant zamknął oczy wraz z krótkim westchnieniem: „Genug” (Dosyć). Hegel ponoć w ostatnich słowach żalił się, że był tylko jeden taki, co go zrozumiał. „Ale i on mnie nie zrozumiał” – dodał zrozpaczony. Natomiast Wittgenstein umierał najwyraźniej spełniony, skoro kierował do potomnych słowa: „Powiedzcie im, że miałem wspaniałe życie”. Może filozofowie wszystko, co mieli do powiedzenia o życiu i śmierci, wyrażają w traktatach, pismach i wykładach, więc nie muszą już w ostatnich słowach obwieszczać niczego doniosłego? Pewnie dlatego Karol Marks, aspirujący do miana wielkiego filozofa, wyganiał zebranych przy jego łożu śmierci i czekających na ostatnie słowa, by zanotować je dla potomności. Krzyczał, że wygłaszanie ostatnich słów jest dobre dla głupców, którzy nie powiedzieli dosyć za życia. A tego, czy refleksje filozofów o śmierci pokryły się z ich osobistym doświadczeniem umierania, nigdy się nie dowiemy. Śmierć jest doświadczeniem intymnym, nawet jeśli dotyczy osób publicznych, więc w dzisiejszych czasach szacunku dla prywatności nie jest tak upubliczniana jak w epokach walk gladiatorów, rzucania chrześcijan lwom, publicznych egzekucji skazańców czy umierania władców w otoczeniu tłumu dworzan. Czy więc nie naruszono tej intymności, upubliczniając stenogram z zapisu czarnych skrzynek feralnego samolotu lecącego do Smoleńska? Zrobiono to, jak wiadomo, w imię odsłonięcia pełnej prawdy o katastrofie. Prawdziwej jej przyczyny zapis z taśm jednoznacznie nie wskazał, ale odsłonił inną, może ważniejszą, a na pewno bardziej przejmującą prawdę o umieraniu. Najbardziej znane i szeroko śledzone umieranie ostatnich lat, będące udziałem Jana Pawła II, też miało niemal publiczny charakter, papież żegnał się ze światem i odchodził z niego dosłownie na jego oczach. Jego ostatnie słowa: „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca” były wprawdzie skierowane do najbliższych opiekunów, ale stały się znane wszystkim i przemówiły bodaj do wszystkich. Być może jednak najbardziej znanymi i najdłużej pamiętanymi słowami wypowiedzianymi w ostatniej chwili życia pozostaną te przejmujące i wieloznaczne, które wzniósł Jezus konający na krzyżu: „Elli, Elli, lama sabachthani” (Panie, Panie, czemuś mnie opuścił). „Janusz A. Majcherek jest profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego”. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
strach przed smiercia jest gorszy niz ona sama